Dziś opowiemy o kolejnej roślinie, która wraz z nadejściem maja z trybu indoor konwertuje się na outdoor. Pobyt pod gołym niebem w roli dekoracji tarasu, dziedzińca czy patio sprzyja jej rozwojowi a samo otoczenie nabiera iście śródziemnomorskiego uroku. Oto oleander – piękny, wonny i… niebezpieczny. Jak o niego dbać, by kwitł i cieszył nasze stęsknione za urlopem oczy?
IMPERIUM OLEANDRA
Nerium oleander pochodzi prawdopodobnie z rejonów południowo-zachodniej Azji. Spotkamy go na wycieczce do Maroko (po berberyjsku jego nazwa brzmi oualilt), do Ziemi Świętej (gdzie zwany bywa „różą Jerycha”), do Arabii, Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch a nawet w Indiach, cieplejszych kantonach Chin i w słonecznej Kalifornii. Święci triumfy w roli swobodnych żywopłotów. Młodsze okazy, mieszczące się do pękatych donic to częsta dekoracja frontowego wejścia domu od nasłonecznionej strony. Jedna z teorii odnośnie nazwy Nerium łączy oleander z greckim słowem νερό – neró, czyli „wodny”, bowiem oleandry gęsto zasiedlają tam dzikie brzegi strumieni i rzek.
ROMANTYCZNY TRUCICIEL
Inna teoria jednak głosi, iż nazwa Nerium oleander łączy się z greckimi słowami: ’οllyo’ i ’andros’, co oznacza mniej więcej „zabijam człowieka”. W starożytności bowiem panowała swoista moda na popełnianie samobójstw z pomocą oleandrów. Wszystkie części rośliny są trujące. Ich spożycie sprawia, że drętwieją usta i język. Następnie degustator zaczyna się obficie ślinić, jego serce uderza w galop, kończyny drżą. Potem serce stopniowo zwalnia, puls staje się niemal niewyczuwalny a ofiara mdleje i zapada w śpiączkę. Przy większych dawkach lub osłabionej wątrobie wybudzenie ze śpiączki nie następuje. Co ciekawe, toksyna zawarta w oleandrze kumuluje się, dlatego w przypadku zwierząt regularne podgryzanie nawet niewielkich ilości w ostatecznym rozrachunku doprowadza do śmierci. Jednak roślina jest tak gorzka, że nawet arabskie kozy jej nie jedzą.
SŁOŃCE I PIACH
Jeśli nie zamierzamy robić z oleandra greckiej sałatki, a jedynie cieszyć się jego niezaprzeczalnym urokiem, warto uwzględnić kilka aspektów uprawy. Przede wszystkim oleander, nawet początkowo niewielki, stosunkowo szybko osiągnie ponad metrowe gabaryty. Co za tym idzie – będzie potrzebował sporej, statecznej donicy z odpływem i drenażem na dnie. Roślinę zimujemy w ogrodzie zimowym (lub od biedy w jasnym garażu), zatem z czasem dobrze, by donica była mobilna i nie trzeba było ryzykować rwą kulszową, by przetargać ją na taras lub patio. Przydatne w tym celu są plantersy w wbudowanymi kółeczkami lub specjalne, oranżeryjne wózki ogrodnicze do donic.
Latem oleander potrzebuje dużo słońca oraz regularnego nawadniania miękką wodą. Teoretycznie opady deszczu pomagają w ostatniej kwestii, jednak ich nadmiar szpeci kwiaty. Dlatego nawadniajmy roślinę za pomocą dozera ze wzkaźnikiem poziomu wilgotności – nadmiar wody sprawi, że liście oleandra żółkną. Przy przesadzaniu zawsze rozluźniamy podłoże uniwersalne mieszając je z piaskiem – takie oleandry lubią najbardziej.
DLACZEGO OLEANDER NIE KWITNIE?
Żadne nawozy tu nie pomogą. Oleander nie kwitnie, ponieważ się rozbestwił i zimą lekko nie zmarzł. By zawiązać pąki kwiatowe oleander powinien bezwzględnie przejść okres spoczynku w czasie jesienno-zimowym. Przetrzymujemy go w jasnym, lecz chłodnym pomieszczeniu, gdzie temperatura oscyluje między 10-15oC. W kwietniu-maju przysuwamy bliżej okna i w cieplejsze dni otwieramy okna lub drzwi, by owiewało go świeże powietrze i lekko hartowało – lecz uważajmy na przymrozki! WAŻNE: By spać spokojnie, oleander wystawiamy na zewnątrz dopiero po 15 maja, nie wcześniej.