Hasłem przewodnim na wiosenny miesiąc marzec na blogu Office Plant będzie biofilia. Brzmi jak nowość, lecz tak naprawdę funkcjonuje już od niemal pół wieku. To ostatnie wydarzenia na świecie przypomniały nam nazwę czegoś, co każdy z nas zna i posiada, lecz z różnych przyczyn wygasło, uległo osłabieniu lub zakurzeniu. Jak filodendron w kącie pokoju. Czas wystawić go do światła, przetrzeć czule liście, spędzić z nim chwilę. W zamian zdradzi nam sekret, ukryty w słowie biofilia.
NOWY-STARY TREND
„Wciąż te nowe i nowsze trendy, już nie nadążam.” Dobra wiadomość. Tym razem nie trzeba niczego gonić. Wystarczy zostać tam, gdzie się jest. Zwolnić. Wziąć głęboki oddech, otworzyć oczy i uszy. Poczuć się tu i teraz. Koncepcja biofilii stricte łączy się z pojęciem slow-life, lecz sięga daleko głębiej. Aż do korzeni.
By zdefiniować biofilię bez uciekania się od razu do słownika, zacznijmy od małej próby. Popatrzmy przez okno. Na rosnące tam drzewo, krzewy. Pośledźmy wzrokiem ptaki. Czy na widok sikorki, badawczo przyglądającej się nam z gałęzi naprzeciwko na naszej twarzy nie pojawia się mimowolny uśmiech, a w okolicy mostka nie rozpływa jakieś miłe, ciepłe uczucie? Znamy je z górskich wycieczek, ze spaceru po lesie, z pracy w ogrodzie. Jest z nami od zawsze. To „miłość do wszystkiego, co żyje”. Biofilia.
Nie trzeba oglądać filmu Jamesa Camerona „Avatar” by wiedzieć, że wszystko co żyje jest połączone. Nawet jeśli wydaje nam się, że mur z betonu i zamiłowanie do elektroniki sprawiło, że nie mamy z naturą już za wiele wspólnego. Tylko, że z perspektywy ludzkości jako gatunku nasz obecny, sztuczny styl życia to znikomy ułamek czasu. Przez jego większość żyliśmy otoczeni przez przyrodę, koegzystując i pozostając w ścisłych objęciach zależności. Nic w tym dziwnego, że znowu ciągnie nas do Natury coraz mocniej. Ciężko bowiem zapuścić korzenie w beton…
BIBLIOTEKA BIOFILA
Ów złożony a zarazem prosty motyw wszechmiłości zamknął w jednym słowie po raz pierwszy w książce o „Anatomii ludzkiej destrukcyjności” filozof, socjolog i psychoanalityk Erich Fromm. Istota biofilna stoi w opozycji do siły niszczącej. Kocha życie w każdej formie, dąży do:
- rozwoju,
- do bycia, zamiast posiadania,
- płynnej adaptacji do zmiennej natury świata
- postrzegania całości zamiast poszczególnych elementów w oderwaniu od siebie.
Biofilia kwitła także w umyśle socjobiologa Edwarda Osborna Wilsona, który opuścił nas w zeszłym roku, zostawiając po sobie inspirujące dziedzictwo ideologiczne. Książka pt.: „Biofilia” jest uznawana za jedną z najbardziej osobistych dzieł autora, podkreślającego, że naturalną tendencją człowieka jest dążenie do obcowania i bycia stale połączonym ze wszystkim, co żywe.
Czytając wyżej wspomniane publikacje ma się ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Faktem jednak jest, że każdy mieszczuch, który zaznał komfortu ciepłej wody w kranie, nawet po dłuższej eskapadzie wraca grzecznie do swojej betonowej klatki. Wydaje się niemożliwym drastyczne porzucenie dotychczasowego trybu życia. Można jednak czynić to stopniowo. Idea bowiem kiełkuje, rośnie a nawet w niektórych umysłach zakwita. Raz w pełni uświadomiona biofilia trwale kształtuje nasz gust i potrzeby życiowe. Podążając za głosem owej miłości do życia, przeprojektowaniu ulegają wnętrza prywatne i użytkowe, zmieniają się całe dzielnice a nawet miasta. Po prostu pozwalamy, by betonowe mury oplotły pnącza, na powrót wpuszczamy naturę do miast. Z nadzieją, że przypomni nam, kim jesteśmy. Że nas uleczy. I tak właśnie się dzieje.
Więcej w temacie już wkrótce na blogu: Biofilia we wnętrzach i Biofilna urbanistyka.
Corinna Zyska