Chelsea Flower Show w Londynie najwyraźniej działa zaraźliwie na całą okolicę. Dzielnica, w której odbywa się wystawa może i nie posiada stacji metra, ale należy obecnie do najdroższych obszarów inwestycyjnych w mieście. Zlokalizowane tam lokale – sklepy, restauracje, biura – nie szczędzą środków na podkreślenie swojego statusu. A przy okazji uzewnętrzniają się (iście nie po brytyjsku) ze swoim zamiłowaniem do kwiatów.
1. styl… angielski?
W jakim stylu aranżacje możemy zobaczyć? Poniekąd angielskim. W wersji fusion. Mamy zimozielone topiary z bukszpanu i laurowiśni. Kuliste i drzewkowate. Ale niektórym daleko do stylu formalnego. Towarzyszą im bowiem Jekyllowskie, sielskie naparstnice, ozdobne czosnki, łubiny – fragmenty żywcem przemycone z wiejskich, cottage’owych ogródków.
2. rosnące i cięte
Odpowiedź na pytanie, czy komponować z kwiatów doniczkowych czy ciętych brzmi najczęściej: „Z wszelakich„! Mamy nawet (słuszne) podejrzenia, o przemycaniu w aranżacjach kwiatów sztucznych – lecz wykonanych z takim kunsztem, iż nie można im niczego niemal zarzucić (poza sztucznością). Florystyczne arcydzieła powstawały z iście barokowym przepychem, kipią fakturami i różnorodnością. Neutralne, szałwiowe tło eukaliptusów, płaskli, starców, oplątw i wilczomleczy pozwala królować pastelowym kwiatom w odcieniach fioletów i różu. angielski
3. triumfalne łuki
Forma kompozycji oplata wejście do lokalu w sposób, sugerujący, jakby otworzył się przed nami portal do innego świata – nie możemy nie wejść, by przekonać się, co znajdziemy po tamtej stronie. Mając oczywiście nadzieję na więcej kwiatów. Nikt nie wstydzi się nasadzić rośliny do zwyczajnych drewnianych skrzynek czy wiklinowych koszy. Wstydem natomiast z pewnością byłoby zaniedbanie roślin – tu to się nie zdarza – każdy zamienia się w Ogrodnika i regularnie kursuje z konewką. angielski
Corinna Zyska